sobota, 2 października 2010

Cd wczorajszego złego. Koniec cycusia.

Moje nagłe aaaaaa było spowodowane eksplozją nerwów, bo Miłosz uderzył tak mocno w klawiaturę w moim laptopie, że wyleciaiła spacja, walczyłam z nią pół wieczora po czym się poddałam i pisałam bez, ale ciężko mi szło i się poddałam,rano naprawiłam i piszę cd
Po uratowaniu powodzi w moim domu przez dwóch przesympatycznych Panów sąsiadów, wszystko opadło, w sensie emocje, efektem walki z wodą są poobijane ręce??!!nie wiem czemu.

Czytałam wczoraj posty moich koleżanek i to podtrzymało mnie na duchu, pomyślałam, że nie tylko u mnie są nocki nieprzespane i nie tylko ja zmagam się z choróbskami dzieci, nie jest źle i jeszcze te słowa otuchy w komentarzach, dzięki dziewczyny.

Teraz przechodzę do drugiego bardzo istotnego dla mnie tematu. Na zakończenie wczorajszego dnia podczas karmienia wieczornego Miłoszek tak dotkliwie ugryzł mnie w pierś, że do dziś czuję jak boli, w związku z powyższym postanowiłam zakończyć karmienie piersią, miałam zamiar karmić do roczku, ale Miłosz ma już za dużo ząbków poza tym wsuwa już wszystko, że przyśpieszyłam to o miesiąc. Maję karmiłam równo rok i też obyło się bez tragedii, tak samo było dziś, po kąpieli misa kopiata kaszy gęstej aż łycha stała, potem tulenie i głaskanie i po 3 minutach Misio spał jak aniołek, zobaczymy jak będzie w nocy. Trochę dziwnie się czuję, bo przywiązana byłam bardzo i uwielbiałam karmić, ale cóż to już pora...

A jeszcze jedno - jest prawa górna jedyna:-) Może dlatego mnie ugryzł żeby pokazać jak ma już dużo ząbków;-)

piątek, 1 października 2010

:-(

Nie wiem jak zatytułować post? Bo co napisać, kiedy dzieją się takie rzeczy jakie dzieją, zaczynam od początku...
Mąż wyjechał, ja sama...
Noc z środy na czwartek - nieprzespana, Miłosz -prawdopodobnie kłopoty z brzuszkiem, po bobotiku zasnął koło 4:00, 4:30 Maja krzyczy przez sen, że się boi...i kaszle, tak mocno gardłowo...
W czwartek nie idziemy do przedszkola bo gardzioł cały zawalony i zaropiały...czyli chorujemy, Miłosz od tygodnia zakatarzony, nic a nic ten katar nie przechodzi a próbowałam już wszystkiego, w dzień jako tako się trzymamy, gorzej wieczorem bo choroba daje się we znaki.
Noc z czwartku na piątek, bieganie między pokoikiem Mai a Naszą sypialnią i łóżeczkiem Miłosza, bo pić, wydmuchać nosek, za gorąco w nóżki, za zimno, wreszcie że spać się nie chce, w między czasie pojenie nocne Misiowego...czyli druga nocka z głowy, chodzę do tyłu.
No i nastał kolejny dzionek, nic nie zapowidało jakichkolwiek przeszkód, a tu masz podczas przygotowywania obiadu pękła rura pod zlewem, efekt: zalana kuchnia i sypialnia, woda w domu po kostki i aaaaaaaaaaaaaa.....jutro dokończę...

Telefonista.